Jako cel podróży na weekend majowy 2015 wybraliśmy Holandię. Państwo, które chyba każdemu kojarzy się głównie z rowerami, serem, chodakami, wiatrakami i tulipanami. Dla nas, po tym tygodniowym wypadzie, Holandia to również kapsalon, kafelki i szybkie pociągi.
Samolot – stop – pociąg
Właściciele tanich linii lotniczych doskonale wiedzą, kiedy przypada w Polsce weekend majowy. Dlatego znalezienie lotów w dobrej cenie wymaga sporego wysiłku. Szukaliśmy długo, ale ostatecznie zdecydowaliśmy się właśnie na Holandię. Tam: z Katowic do Eindhoven za 59zł, powrót: z Dortmundu do Katowic również za 59zł za osobę.
W Eindhoven nawet nie pojechaliśmy do miasta. Prosto z lotniska ruszyliśmy łapać stopa na Rotterdam. Nie szło nam tak dobrze jak zwykle, toteż kilka razy zmienialiśmy miejsce, aż wreszcie jeden facet zdecydował się nas podrzucić. Dokąd? Nie mamy pojęcia. Wiemy jedynie, że drogę na Rotterdam przejechał.
Holandia jest bardzo mała, a stacji benzynowych przy autostradach nie ma zbyt wielu, więc poprosiliśmy, żeby wyrzucił nas w pierwszym możliwym i dogodnym miejscu. Akurat był tam McDonald’s i stacja pociągowa. Wsiedliśmy do pociągu (z McKroketem w ręce), żeby zaoszczędzić czas i mieć jeszcze kilka godzin na zwiedzanie.
Cały nasz wyjazd do Holandii był ekstremalnie intensywny. Postanowiliśmy sobie, że w siedem dni objedziemy osiem miast. I wiecie co? Całkiem nieźle nam to wyszło.
Rotterdam – dworzec
Mówi się, że Rotterdam jest miastem architektury. Podobno można zobaczyć tu wszystkie kierunki projektowania i budowania stosowane od początku XX wieku. Nie ma w tym cienia przesady i widać to od razu po wysiadce z pociągu.
Rowery i statki
Rowery są tam naprawdę wszędzie. A specjalne ścieżki i parkingi dodatkowo ułatwiają poruszanie się tym środkiem transportu po mieście.
Rotterdam może pochwalić się największym portem w Europie. Przez długie, długie lata był również liderem na świecie, ale w 2004 przyćmił go Szanghaj. Obecnie, holenderskie miasto plasuje się na czwartym miejscu w tej klasyfikacji.
Erazm ze Rotterdamu
Kojarzycie program studencki Erasmus, prawda? Skąd pochodzi nazwa? Od imienia holenderskiego pisarza i filozofa Erazma urodzonego w Rotterdamie właśnie. Jego imienia jest również słynny rotterdamski most.
Nie tłumacz się – przyjaciele zrozumieją, przeciwnicy i tak nie uwierzą.
Park z masztem
Euromast – można wjechać na górę i przyjrzeć się miastu z innej perspektywy. 9.35€ za wjazd (trochę dużo, nawet jak na europejskie standardy). Ale przepiękne parkowe tulipany pod spodem są darmowe. 😉
Couchsurfing
Bez problemu – dużo hostów, mnóstwo odpowiedzi. My trafiliśmy „tak sobie”. Nasz gospodarz dobrze gotował i dużo opowiadał, ale lubił sobie też w naszym towarzystwie pograć przez internet w jakąś strzelankę…
Markthal
Wielkie, przykryte targowisko. Znajdziecie tam każdy holenderski smakołyk. Sery, warzywa, a nawet alkohol. Uważajcie – szczególnie w weekendy – chodzą tam i turyści, i lokalsi, więc przygotujcie się na tłum.
Sześcienne domki
Nazywane są Cubic Houses – budowle o naprawdę wyjątkowym kształcie. Podobno ktoś w nich mieszka.
Uczta ze ściany
Niezwykle popularne w Holandii są hamburgery, kanapki i drożdżówki prosto ze ściany. System działa dokładnie tak, jak w automatach z napojami. Z każdym dniem widzieliśmy ich więcej i więcej. Można się najeść już za 3€, ale od nas nie dowiecie się niestety jak to smakuje.
Kapsalon
Holandia ma swoją specjalną odmianę kebaba – kapsalon. Nazwa pochodzi od fryzjera (po holenderku – kapsalon), który stale zamawiał kebaba zapieczonego razem z frytkami i serem. Inni klienci podłapali i aby dostać najlepszą wersję marokańsko-tureckiej ambrozji, zaczęli prosić o „to samo, co bierze kapsalon„.
Cena 4-8€ w zależności od miejsca i rozmiaru. Zwykle spokojnie wystarcza na dwie osoby.
Kinderdijk!
Choćby tylko ze względu na wiatraki, warto przejechać się do pobliskiego Kinderdijk. Można wybrać autobus (linia 90) lub popłynąć statkiem (startują obok Mostu Erazma). Przejazd to koszt około 4-5€. Wejście darmowe.
Jedna droga, dziewiętnaście wiatraków, niewielu ludzi. Polecane jako jednodniowa wycieczka, ale cały dzień w tym miejscu to byłoby zdecydowanie za wiele. Popołudnie wystarczy.
Dalej, w drogę!
Holandia jest malutka i ma bardzo dobrze przygotowany system kolejowy. Toteż niektóre duże miasta dzieli tylko 20 minut drogi. Zrezygnowaliśmy z autostopu, wygrzebaliśmy nieco więcej euro z kieszeni i przesiedliśmy się do holenderskich pociągów aż do końca naszej podróży.
Kolejna stacja – Delft i Haga! 🙂