Czegoś takiego, jak obchody Mardi Gras w Nowym Orleanie, jeszcze nie widzieliśmy. Nazwa tego dnia pochodzi z języka francuskiego i oznacza po prostu „tłusty wtorek„. Właśnie wtedy, w ostatnim dniu przed rozpoczęciem Wiekiego Postu, zgodnie ze starym zwyczajem, odbywa się szalona zabawa. Dzień poprzedzający Środę Popielcową, najhuczniej obchodzony jest w Nowym Orleanie, gdzie urasta do rangi najważniejszego dnia w roku. Parę lat temu mieliśmy okazję trochę poświętować na południu USA, ale nie mieliśmy jeszcze okazji o tym napisać. Tak więc dziś zapraszamy Was wreszcie do wspólnego przejścia kolorową paradą. Zobaczcie jak wygląda Mardi Gras w Nowym Orleanie.
ZOBACZ GALERIĘ ZDJĘĆ Z MARDI GRAS – PONAD 90 FOTOGRAFII PROSTO Z PARADY W NOWYM ORLEANIE
Mardi Gras w Luizjanie poprzedza… kilka tygodni zabawy i przygotowań. Karnawał świętuje się w tam już od dnia Trzech Króli. Co weekend odbywają się pomniejsze parady, a co kilka dni mają miejsce imprezy organizowane przez krewes, stowarzyszenia specjalizujące się w organizacji wystawnych przemarszów i bali. Wszystkie te wydarzenia tracą jednak na znaczeniu przy zestawieniu z tłustym wtorkiem. Celebrowanie tego dnia rozpoczyna się w Nowym Orleanie już o… 8 nad ranem. Mieszkańcy zbierają się wtedy tłumnie, w zdecydowanej większości ubrani w kolorowe kostiumy. Wielu z nich dodatkowo wyposażonych jest w napoje różnego pochodzenia 😉
Czas na kilka słów szczerości z naszej strony. Nie planowaliśmy być w Nowym Orleanie w Mardi Gras. Tak w ogóle, to nie wiedzieliśmy nawet, że ten dzień celebruje się tam w TAKI sposób. Jakież było więc nasze zdziwienie, gdy zobaczyliśmy ceny noclegów w Luizjanie dwa tygodnie przed przyjazdem… Na któryś z dostępnych hoteli, hosteli czy Airbnb stać nas nie było, więc wysłaliśmy dziesiątki zapytań na Couchsurfingu i postanowiliśmy, że w ostateczności powłóczymy się przez noc po mieście. Gwoli ścisłości – o Mardi Gras poczytaliśmy dokładnie dopiero po zakupie biletów do i z miasta, więc nie było opcji rezygnacji. My po prostu chcieliśmy pozwiedzać stolicę światowego jazzu.
Ostatecznie szczęście znów nam sprzyjało. Dostaliśmy zaproszenie do „Hobo Hostelu” – uroczo nazwanej przez hosta wiaty ogrodowej przerobionej na pół-otwartą sypialnię. Co więcej, od gospodarza dostaliśmy nie tylko dach nad głową i wycieczkę po mieście w poniedziałek poprzedzający Mardi Gras, ale również… przebrania karateków! Trochę prowizoryczne, ale lepsze to niż nic. Do tego maski, czapki (bo zimno), piwko do kieszeni i w drogę. Ależ to był dzień!
W tłusty wtorek głównymi ulicami Nowego Orleanu co roku przechodzi kilka parad. Przewijają się tam setki starannie przygotowanych wozów i dziesiątki tysięcy ludzi. Reklamują się firmy, dumnie kroczą mażoretki i orkiestry różnych uczelni. Przebić się do rzędów, z których można cokolwiek zobaczyć, to nie lada wyczyn. Ale tylko na początku, bo z biegiem czasu zmęczeni alkoholem imprezowicze sami odpuszczają i szukają miejsca na odpoczynek. Tak wygląda największa, oficjalna parada miejska, ta z wozami i dokładną organizacją.
My skupiliśmy się jednak na obszarze tzw. French Quarter, czyli najciekawszej i najbardziej klimatycznej części miasta. To tam najlepiej można zaobserwować zwyczaj rzucania bezpośrednio z balkonów na świętujących przechodniów różnorodnych „throws” – kolorowych ozdób. Przy bardziej okazałych nagrodach, „balkoniarze” życzyli sobie czegoś więcej od tych, którzy kroczyli ulicami. A to zrobić 5 pompek, a to pokazać brzuch, łydkę lub… coś więcej 😉 Do parady kroczącej po French Quarter dołączyliśmy z samego rana, ale dopiero po kilku godzinach przebywania, śpiewania i tańczenia wśród tych wszystkich kolorowych ludzi, mogliśmy poczuć magię tego dnia i tego miejsca. Naprawdę niesamowite.
Świętowanie tłustego wtorku we współczesnej formie polega na… ekstremalnym imprezowaniu „na zapas”. Od kolejnego dnia rozpoczyna się Wielki Post, więc zgodnie z tradycją, mieszkańcy Nowego Orleanu chcą się wybawić tak bardzo, aby nie zatęsknili za obżarstwem, pijaństwem i tańcami przez kolejne 40 dni. Jak im to wychodzi? Doskonale. Szczególnie dlatego, że mogą swobodnie napić się czegoś mocniejszego podczas celebracji na świeżym powietrzu. Jaki jest ulubiony drink nowoorleańczyków? Oczywiście huragan (hurricane), czyli miks rumu i owoców, serwowany w ooolbrzymich kubkach.
ZOBACZ GALERIĘ ZDJĘĆ Z MARDI GRAS – PONAD 90 FOTOGRAFII PROSTO Z PARADY W NOWYM ORLEANIE
Ale to nie tak, że Nowy Orlean staje się w Mardi Gras miastem grzechu. W zdecydowanej większości mieszkańcy traktują ten dzień jako okazję do zabawy z sąsiadami, przyjaciółmi i krewnymi. Nie wierzycie? Spójrzcie na poniższe zdjęcia, a od razu dostrzeżecie, że to jeden wielki, wielopokoleniowy bal przebierańców. Więcej o historii świętowania tłustego wtorku w Luizjanie przeczytacie TUTAJ (Wikipedia).
Podczas Mardi Gras można w pełni otworzyć się na ludzi, celebrować wolność, miłość, radość i wszystko to, co na co dzień schowane jest gdzieś głębiej, pod garniturami i swetrami. Ulicami Nowego Orleanu kroczą wtedy wszyscy, bez względu na wyznawaną religię, poglądy polityczne czy orientację. Starzy i młodzi. Kobiety i mężczyźni. Straszni i śmieszni. Dosłownie wszyscy. Ech, fajnie byłoby mieć taką paradę w naszym kraju…
Mardi Gras w Nowym Orleanie to jedna wielka impreza. Jeszcze dzień wcześniej, na miejskim targowisku ustawiają się kolejki po łańcuchy, maski, przebrania i różne ozdoby. W czasie tłustego wtorku alkohol leje się strumieniami, a lokale gastronomiczne nie nadążają z produkcją i obsługą gości. Nie jesteśmy wielkimi fanami koncertów czy festiwali, ale coś takiego jak Mardi Gras to fenomen na skalę światową i fajnie było to wszystko zobaczyć i poczuć. A jak zakończył się dla nas ten najbardziej tłusty wtorek życia? Relatywnie szybkim pójściem spać i… zaspaniem na autobus do Texasu. Ale to akurat wina „huraganu”! 😉
Co myślisz o Mardi Gras? Lubisz takie formy zabawy?
Jakie festiwale udało Ci się odwiedzić? Czekamy na Twój komentarz!