Znacie Lejdę? My nie znaliśmy, podobnie jak i conajmniej połowa obcokrajowców. Ale jak już zapytacie prawdziwego Holendra o najpiękniejsze miejsca w jego ojczyźnie, to na pewno Lejda znajdzie się w TOP5.
Na początek kwestia nazwy: po śląsku będziemy pisać „Lyjda”, bo po polsku to „Lejda”, a po angielsku i w oryginale „Leiden”. No, to teraz możemy przejść do rzeczy i nakreślić co to w zasadzie jest za miasto.
Lejda studencka
W Lejdzie znajdziecie najstarszy uniwersytet w Holandii. Mnóstwo różnorakich kierunków, do tego piękne miasto, młodzi ludzie dookoła, a i jest gdzie świętować, bo Amsterdam bliziutko – nic, tylko jechać na Erazmusa (; 20% mieszkańców to studenci!
Rembrandt
Miejsce urodzenia Rembrandta, znanego na całym świecie malarza. Nie wiemy czy malował on też lejdowskie domy, ale właśnie tak wyglądają – jak namalowane ręką mistrza.
Po Lejdzie wyłącznie pieszo
Lejda jest tak mała, że można ją bez problemu obejść pieszo. Co więcej – jest jednocześnie na tyle czysta, że możnaby i zdjąć buty i chodzić na bosaka 😉 Naprawdę nie warto wydawać pieniędzy na wypożyczynie roweru. Inna sprawa, że jadąc rowerem nie jesteśmy w stanie przyjrzeć się tam wszystkiemu tak dokładnie jak należy.
Lejdejski pociąg
Do Hagi w 10 minut, do Amsterdamu około 35. Wycieczka do stolicy – tej administracyjnej, z rządem i parlamentem – to koszt ok. 5€. Do stolicy świętowania, zabawy, palenia i nagich kobiet trzeba przygotować już prawie dwa razy tyle w jedną stronę.
Atrakcje Lejdy
W mieście znajduje się kilka muzeów, podobno jest to absolutna czołówka jeśli chodzi o Holandię. Rijksmuseum van Oudheden, Rijksmuseum voor Volkenkunde i Naturalis to te trzy narodowe, najważniejsze (wspaniałe nazwy, co?). Naturalnie my – muzeowe chamy – nie poświęciliśmy na nie czasu. Znamy za to ceny wejściówek, kolejno: 9.5€, 7.5€ i 11€. Jeśli ktoś z Was się tam wybierze – bardzo prosimy o cynk, czy w ogóle warto.
Zachodnia brama, Kościół św. Piotra i Burcht (ładny widok z góry) to takie punkty na mapie miasta, które dobrze znaleźć. Jednak podstawą całej wizyty w Lejdzie winno być przechadzanie się tymi starymi drogami przy kanałach. Rzućcie gdzieś bagażami, weźcie jedynie aparat fotograficzny i chodźcie gdzie się tylko da i ile się da.
Jedną sprawę w Lejdzie zawaliliśmy. Otóż można ją zwiedzać z papierkiem w ręku. I to nie z byle jakim! A my tej kartki niestety nie mieliśmy. Na stronie Muurgedichten znajduje się przewodnik, według którego można zwiedzać miasto i szukać wierszy na ścianach budynków. A jest ich w całym mieście ponad 80!
Jedzonko i spanko
Przyjechaliśmy do miasta po śniadaniu, przy zwiedzaniu dojadaliśmy jeszcze kanapki, a wieczorem razem z naszym hostem/hostami poszliśmy na… kapsalon oczywiście 🙂 Niestety znów nie udało się zrobić zdjęcia – trochę z powodu naszej wstydliwości, trochę ze względu na głód :<
Aaa właśnie, host! Znów mega doświadczenie! Miał być jeden, a było ich czterech. Co jeden to śmieszniejszy, bardziej gadatliwy i inteligentny. Ale tak naprawdę inteligentny, nie żaden przemądrzalec. Zamiast jednej nocy, zostaliśmy na dwie. Usiedliśmy wszyscy przy jednym stole do kolacji, a następnie obejrzeliśmy „Harrego Pottera i Zakon Feniksa„.
Chłopcy Panowie po 26-28 lat, ale przez calutki film rzucali żartami: „chodź no Harry, pokaż mi tę swoją różdżkę” albo „bałem się, profesor zamknął drzwi i zrobił mi coś okropnego…” (:
Pa, Lejdo!
Tyle, nie będziemy wymyślać niestworzonych historii. Lejda to nie miasto znane z jakichś konkretnych atrakcji, ale naprawdę trzeba tam pojechać. Nie bądźcie nierozsądni i nie zaprzepaśćcie tego! Choćby tylko po to, żeby zobaczyć prawdziwe holenderskie miasto bez tłumu turystów 🙂 No i Keukenhof tak blisko, trzeba tylko pokonać tę kolejkę…