Dziwi Was pewnie obrazek zapowiadający posta, co? Piszemy 'Haga i Delft’, a na miniaturce plaża, hm? Ktoś powie, że powinno znaleźć się tam ujęcie siedziby trybunału lub parlamentu. Skoro tak, to usiądźcie wygodnie i czytajcie dalej, bo od dziś będziecie myśleć o Hadze zuepłnie inaczej. A i poznacie wspaniały Delft. Chodźcie!
Delft
Na początek miasto mniejsze, to mniej znane. W Delft można poczuć się jak w miejscu, w którym każdy zna każdego. Kilka dróg, rynek, kanały i rowery. Czym się wyróżnia na tle innych holenderskich miast? Biało-niebieską ceramiką.
Kilku Holendrów powiedziało nam, że jeśli rzeczywiście chcemy poznać ich kulturę, kuchnię i architekturę, to mamy uciekać daleko od Amsterdamu i wybrać Delft lub Lejdę. Coś w tym jest, racja.
Oprócz stoisk z chodakami, serami i oczywiście tabliczkami pomalowanymi na niebiesko, jest kilka ciekawych miejsc do zobaczenia. Pierwsze, na co spojrzycie, to ratusz. Nie wiemy wiele o stylach w budownictwie na przestrzeni wieków, ale w tym wypadku widać od razu, że to coś zupełnie innego niż pozostałe budowle tego typu, które mieliśmy okazję zobaczyć.
Muzea, kościoły… jest tam co robić, ale powiedzielibyśmy raczej, że Delft to taki idealny przykład „miasta do pochodzenia„. Pół dnia wystarczy, nawet jeśli chcecie zapełnić całą kartę pamięci w aparacie.
Jak dojechać? Najlepiej pociągiem. Z Rotterdamu – 15 minut, 3€.
Haga
Siedziba holenderskiego parlamentu i rządu mocno nas zaskoczyła. Wcześniej kojarzyliśmy miasto jedynie z tym, że gdy powstaje wysokiej rangi spór, to „sprawa kierowana jest do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze”.
Fakt, można zwiedzić tam miejsca, po których od razu widać, że załatwiane są tam poważne sprawy. Jak chociażby Pałac Pokoju (tam znajduje się Trybunał) lub Binnenhof (centrum urzędników).
Rynek – het Plein – jest bardzo elegancki. Ze środka William przygląda się wszystkim dookoła. A skoro wszystkim, to chyba również holenderskiemu premierowi, który podobno w czasie przerwy podchodzi tam po kufel piwa. (:
Muzea i kościoły oglądaliśmy z zewnątrz (chociaż w Mauritshuis można znaleźć Dziewczynę z Perłą) – Haga jest już dużo większa niż kameralny Delft, więc każda minuta jest ważna. W mieście mnóstwo kawiarni i sztuki współczesnej wzdłuż ulic. O, a jeśli komuś brakuje atrakcji, to może wybrać się jeszcze do Madurodam – miasteczka miniatur (jednak nasz host nam odradził).
Couchsurfing we Hadze
Jak wcześniej w Rotterdamie, a później w całej Holandii (no, z wyjątkiem Amsterdamu), nie ma tam problemu ze znalezieniem hosta na noc lub dwie. My trafiliśmy na super gościa, który nas przenocował, a wcześniej zabrał do…
Scheveningen
Dawniej niezależna wioska portowa, obecnie część Hagi. Mało jest miejsc, gdzie znajdziecie taki widok. Piękna plaża, a przy niej wyjątkowy, majestatyczny wręcz hotel!
Scheveningen to najpopularniejszy kurort w Holandii. Latem całe rodziny ubierają stroje i biegną kąpać się w Morzu Północnym. My skorzystaliśmy tylko z opcji wieczornego spaceru promenadą.
Tak się nam poszczęściło, że bez łapania stopa trafiliśmy na samochód. Jeśli jednak nie będziecie mieli podobnej opcji, to też nie ma tragedii – siadacie do tramwaju (nr 1 lub 9) albo autobusu (22).
Połówka zrobiona!
Nie, nie otworzyliśmy tam butelki. Mamy tu na myśli fakt, iż „blogowo odwiedziliśmy” już cztery z ośmiu miast, które zaplanowaliśmy na nasz holenderski tydzień. Co dalej? Lejda! Nie znacie, prawda? My też nie znaliśmy. 🙂